Moje narodziny (1932) - analiza

 

Na obrazie tym widzimy kobietę na ogromnych rozmiarów łożu, leżącą samotnie w pustym pokoju i głowę dorosłej kobiety, posiadającą cechy Fridy (złączone brwi), wychodzącą z łona rodzącej. Perspektywa sprawia, że widz czuje się niemalże zmuszony do oglądania tego, co niekoniecznie chciałby oglądać. "Dziecko" wygląda na stuprocentowo martwe. Ponad twarzą kobiety, pokrytą białym prześcieradłem widzimy obraz, który przedstawia Smutną Dziewicę (Mater Dolorosa), przeszytą mieczem, krwawiącą i płaczącą - wpatrzoną w widza. Poza obrazkiem na ścianie i łóżkiem, pokój jest zupełnie pusty. Choć scena porodu ma miejsce w zamkniętej przestrzeni, pustota tej przestrzeni sprawia wrażenie niemalże surrealistyczne. Mimo faktu, że historycy sztuki utożsamiają ten pokój z pokojem, w którym Frida faktycznie przyszła na świat (to samo łóżko, ten sam obrazek na ścianie), sam obraz pozostaje niejako bezosobowy i wprowadza pewną dozę dezorientacji. Rozwinięty rulon w dole obrazu przywołuje na myśl konwencję ex-voto: wizerunek świętej w górnej części, obrazowo opisane wydarzenie w części centralnej i wstęga z opisem zdarzenia w części dolnej. Jednakże rulon z obrazu Kahlo jest czysty, zupełnie, jakby artystka świadomie zrezygnowała z opisu symboliki swojej pracy, dając tym samym pole do popisu jej interpretatorom.
"Moje narodziny" to pierwszy obraz z niedokończonej serii, mającej na celu udokumentowanie każdego roku życia Kahlo, tworzącej rodzaj kroniki, na którą składać się miały narodziny i zgony członków rodziny, operacje, wypadki, małżeństwa i rozwody.
Dokumentowanie kluczowych momentów czyjegoś życia, wywodzi się z tradycji Azteków. Sceny narodzin są zaś wiodącym motywem w ikonografii zarówno Azteków, jak i Olmeków oraz Tolteków.
Poza dwoma wyjątkami, które zainspirowały Kahlo do stworzenia tego obrazu, a mianowicie znanej rzeźby rodzącej bogini Tlazoleotl, gdzie "niemowlę" posiada cechy dorosłego człowieka i rysunku z "Codex Borbonicus", który przedstawia wspomnianą Tlazoleotl i jej nowonarodzone dziecko, próbujące powrócić do łona matki, koncepcja narodzin u Fridy różni się od tradycyjnej. Warto zwrócić uwagę na to, że malarka świadomie odeszła od przedstawienia sceny narodzin w tradycyjny, meksykański sposób, a zamiast tego, stworzyła własną koncepcję porodu.
Clendinnen pisze, że w kulturze Azteków, świętowanie narodzin dziecka było czymś wzniosłym, a niemowlęta obojga płci były z radością witane przez całą społeczność. Najwcześniejsza wiadomość o ciąży była szeroko rozgłaszana przez rodzinę i plemię. Ciężarna kobieta była obiektem czci oraz dumy i otaczano ją honorami. Jej ciąża była wielkim, lokalnym wydarzeniem i powodem do częstych zgromadzeń. Sam moment narodzin był bardzo dramatycznym wydarzeniem, w którym uczestniczyło mnóstwo kobiet, asystentów i pomocników. Rola położnej była wówczas rolą kluczową, a zarazem jedynym przykładem nadania kobiecie oficjalnej publicznej rangi. Położna, posiadająca ogromną wiedzę z zakresu zielarstwa, masażu i rozlicznych rytuałów, była osobą powszechnie szanowaną, zaś podczas narodzin dziecka odgrywała, jak już wspomniałam, kluczową rolę. Ale na obrazie "Moje narodziny", jak łatwo zauważyć, położnej nie ma. Wzrok widza, niemalże natychmiast przykuwa kontrast pomiędzy nagim kobiecym ciałem, widzianym z ginekologicznej perspektywy, a symetryczną perspektywą sypialni. Mimo faktu, że cała ta scena przedstawiona jest z punktu widzenia lekarza, to, poza oglądającym obraz, brak jest jakichkolwiek świadków tego dramatycznego wydarzenia. Wrażenie osamotnienia pogłębia fakt, że z kobietą, leżącą na łożu, nie jesteśmy w stanie nawiązać kontaktu wzrokowego - jej twarz jest dla nas niewidoczna.
Idąc dalej... w kulturze azteckiej wierzono w to, że podczas porodu, kobiety były we władaniu siły wyższej (Matki Ziemi - Quilaztli), co, siłą rzeczy, łączyło ciało rodzącej z siłami natury. Zdolność reprodukcyjna kobiecej macicy była więc identyczna ze zdolnością Ziemi do wydawania płodów. Na tym obrazie przyroda nie istnieje. Widzimy wnętrze pewnego pomieszczenia, bez najmniejszego śladu biologicznego wzrostu i płodności natury. Obraz ten jest przełomowym przykładem takiego ukazania momentu narodzin w sztuce. Prezentowanie w taki sposób sceny porodu (i bólu z nim związanego) nie było dotąd praktykowane w kulturze Zachodu. Przed Fridą Kahlo, takie wydarzenia, jak narodziny, poronienia czy wyeksponowane organy wewnętrzne, nie były znane w zachodniej sztuce i literaturze.
Freud, na przykład, ciało matki traktował jak temat tabu. U Betterton'a czytamy, że "dopóki heteroseksualne/młode/płodne i białe ciało w przedstawieniach Zachodu pozostaje uprzywilejowane od czasów Dziewicy Maryi do czasów Madonny, analiza pozostałych ciężarnych ciał wydaje się być polityczną koniecznością". Ciało z obrazu Kahlo jest jednym z tych "pozostałych ciężarnych ciał" - już nie ciężarne, a jeszcze nie w pełni odpowiadające powszechnie przyjętym normom macierzyństwa. Nie może być dłużej schronieniem dla płodu lub "miejscem przejścia", wciąż jednak łączone jest z ideą noszenia dziecka.
Ankori twierdzi, że na obrazie "Moje narodziny", Kahlo wskazuje na to, jak dalece bycie matką i kobietą różni się od tradycyjnego ukazania zarówno matki, jak i kobiety na obrazach, na przykład, Rafaela. Szorstkość tej sceny zapiera dech w piersiach.
Herrera tłumaczy symbolikę tego obrazu, odnosząc ją do poronienia Fridy i śmierci jej matki (oba zdarzenia miały miejsce w roku 1932, kiedy ten obraz powstał). Czasami interpretuje go, jako recuerdo, na którym Frida składa hołd zmarłej matce. Herrera uważa też, że głowa rodzącej, przykryta białym prześcieradłem, to symbol śmierci. Jednakże rodząca z obrazu to zarówno Frida, jak i jej matka. Do takiego wniosku skłania fragment opisu obrazu, w którym Kahlo twierdzi, że "moja głowa jest przykryta, gdyż, zbiegiem okoliczności, w tym czasie umarła moja matka". Odnosząc się do słów Fridy można stwierdzić, że dziecko z obrazu, to poronione w 1932 r. dziecko malarki, a jednocześnie ona sama. Inny fragment komentarza artystki: "na tym obrazie urodziłam samą siebie", może przywoływać na myśl reinkarnację, czyli powtórne narodziny, jako główny jego temat.
Mit ponownych narodzin jest wiodącym motywem zarówno malarstwa Fridy, jak i jej dziennika. Przeszłość i przyszłość spotykają się w tym samym momencie, dwa życia scalają się ze sobą, moment wejścia i wyjścia dziecka, a także przypuszczalna śmierć matki, upodabniają się do siebie. By zasymilować się z tym obrazem, na którym Kahlo przychodzi na świat jednocześnie jako niemowlę i dorosły człowiek, musimy pojąć symptom wieczności i nieskończoności upływającego czasu. Malując siebie, jako niemowlę z głową dorosłego człowieka, Frida chce zwrócić naszą uwagę na ciągłość życia. "Moje narodziny" jest obrazem ukazującym ból rodzenia i wkraczania w świat pozbawiony wszelkich romantycznych detali. Rodząca kobieta jest samotna, wyjęta z kontekstu, poprzez nieobecność innych osób, zwrócona ku sobie samej. Widzimy tu ciało przeżywające prawdziwy kryzys. Dlatego też rozwinięty rulon w dole obrazu zieje pustką, gdyż żaden język świata nie jest w stanie opisać doświadczenia narodzin i poronienia. Dlatego też nie możemy ujrzeć twarzy rodzącej kobiety, gdyż wszelkie uczucia pozostały w niej samej i nigdy nie ujrzały światła dziennego.
Ból zaprezentowany jest także na obrazku, wiszącym nad łóżkiem. Matka Fridy Kahlo była fanatyczną katoliczką, malarka stwierdziła, że "umieściła" ten obrazek na ścianie, jako "wspomnienie, pamiątkę (recuerdo), nie mającą żadnego związku z symbolicznym przekazem". Jednakże dla kogoś, kto obserwuje obraz z boku, wizerunek Mater Dolorosa jest jedynym dowodem na to, że ból staje się tu językiem przekazu. Warner wskazuje na fakt, że w tradycji katolickiej, uwolnienie Maryi Dziewicy od agonii porodu, podkreśla ból i cierpienie związane z porodem zwykłej kobiety. Matczyne ciało jest siedliskiem bólu.
Według Kristevej, zarówno matczyne mleko, jak i łzy, są metaforą językowej niewyrażalności i, jako takie, nie współistnieją z lingwistyczną komunikacją. Macierzyste ciało jest miejscem sprzecznych żądz: nieskończonej miłości i wstrętu, sacrum i profanum. Poprzez umieszczenie świętego obrazka nad głową rodzącej, Kahlo spotęgowała tę bluźnierczą sprzeczność. Seksualność jest skonfrontowana z nieskazitelnością, ciało z duszą. Mamy tu do czynienia z konfrontacją dwóch "kulturowych matek": zwodniczej i grzesznej Ewy oraz przeczystej Maryi. Jednakże w kulturze chrześcijańskiej, Maryja zostaje wywyższona poprzez absolutną identyfikację z jej cierpiącym dzieckiem. Jej moc wywodzi się z bólu jej syna. Kościół gloryfikuje cierpienie Maryi na Golgocie, jako najbardziej wzniosłe oddanie się Bogu. Oszczędzono jej bólów porodowych, ale nie oszczędzono jej cierpienia, związanego ze śmiercią jedynego syna.
Koncepcja przestrzeni, dotycząca zarówno wewnętrznej, jak i zewnętrznej strony ciała rodzącej, a także opustoszałe, klaustrofobiczne wnętrze sypialni, mogą być pomocne przy rozważaniach nad tym, w jaki sposób ból konstruowany jest przez warunki socjalne, inaczej w świecie kobiet, inaczej w świecie mężczyzn. Używając bólu, Kahlo przekształciła pasywność, zwykle łączoną z ciężarnym ciałem w rodzaj urzędu. Efekt ten osiągnęła poprzez panowanie nad bólem, stworzenie mu "domu" w ciele ciężarnej kobiety, a następnie wydalenie go z tegoż ciała, wraz z przyjściem dziecka na świat.
Według Morris'a, fizyczny ból mężczyzny znajduje ujście na otwartych przestrzeniach publicznych, takich jak stadiony piłkarskie, tereny budowy, ulice, podczas gdy ból kobiecy pozostaje w zamkniętej przestrzeni jej własnego ciała. Na obrazie "Moje narodziny" widzimy zamknięte wnętrze [sypialni], które posłużyło tu za strukturalne ramy, w których zamknięte jest cierpiące kobiece ciało. To właśnie ból i wspomnienia łączą ten obraz z biografią malarki. Wspomnienia, tworzące podstawę pod ciągłość tożsamości, jednocząc różne "ego" artystki w jedną całość.
By wyrazić przeszłość w sposób historyczny, nie wystarczy określenie jej, jako prawdy obiektywnej, lecz raczej uchwycenie pewnego momentu [flashback], którym jest z reguły moment kryzysu lub niebezpieczeństwa. Ten typ opisywania przeszłości jest bardzo znamienny dla większości obrazów Kahlo. Na tym konkretnie obrazie, ból porodowy staje się środkiem do połączenia ze sobą przeszłych, teraźniejszych i przyszłych doświadczeń.
Reasumując, ktoś mógłby powiedzieć, że większość obrazów Fridy Kahlo, zarówno tych odpychających, jak i tych przyciągających widza, zwraca uwagę na delikatność i kruchość praw, które są powszechnie akceptowane w historii sztuki. "Moje narodziny" to przykład na to, że mimo autobiograficznych składników, zajmujących wiodącą pozycję w malarstwie Kahlo, można też odnaleźć nie do końca biograficzne składniki, odnoszące się do jej bólu, ciała, genealogii, narodowości, seksualności i uduchowienia. Jej prace znacznie wykraczają poza biografię w tradycyjnym ujęciu, a stają się ontologią cierpiącego kobiecego ciała.

 

Powrót